l1 l2
STRONA GŁÓWNA O FIRMIE O METODZIE ARTYKUŁY CIEKAWOSTKI KONTAKT

art_026

   Tytuł czasopisma:

   Miesiąc / rok:

   Numer / Seria:

NIEZNANY ŚWIAT

PAŹDZIERNIK / 2015

10 / ( 298 )

JAK TO SIĘ ROBI?

Z doktorem Robertem Zawiślakiem-Zarzyckim rozmawia doktor Janusz Kołodziejczyk

• Już kilka razy spotykaliśmy się w różnych okolicznościach życia, z reguły związanych z aktywnością zawodową, ale nigdy dotąd nie mieliśmy sposobności przeprowadzenia tak dogłębnej rozmowy o Tobie, Twoich zainteresowaniach, zapatrywaniach, poglądach i dążeniach. Co mógłbyś powiedzieć o sobie naszym Czytelnikom?

- Jest ogólnie przyjętym zwyczajem przedstawienie się. Mimo więc, że znamy się od wielu lat, czyniąc temu zadość, wypowiem stosowne formułki. Nazywam się Robert Zawiślak-Zarzycki. Większą część swojego życia spędziłem w Krakowie i okolicach, a moją aktywność przez ponad trzydzieści lat zdominowała rola lekarza medycyny.

Oczywiście uzyskałem stosowne wykształcenie akademickie i odebrałem swój dyplom. Stało się to w 1983 roku, a specjalizację pierwszego stopnia w zakresie rehabilitacji ogólnej uzyskałem w 1989. Jak z tego wynika, nie należę do grona osób wybitnie utytułowanych. Tym, co lubię najbardziej, tak naprawdę jest przygoda, poznawanie nowego, odkrywanie nieznanego lub mało poznanego.

• Powiedz zatem, z czym się utożsamiasz, co dla Ciebie jest ważne?

- Tak naprawdę jestem po trosze postacią bajkową. Co to znaczy? Od zawsze żyję w światach równoległych. By to wyjaśnić Tobie i Czytelnikom, posłużę się przykładem bajkowym właśnie, uzasadniającym użyte przeze mnie określenie.

Wyobraź sobie, że w stadzie słoni żyje normalny słoń, taki jak wszystkie inne, jeśli chodzi o wygląd, różni się natomiast nieco od reszty w swoich zachowaniach. Kiedy wypowiadam te słowa, dochodzę do wniosku, że ta różnica robi się coraz większa i większa, ale posłuchaj dalej...

Ten słoń ma inną wrażliwość niż reszta stada, słyszy znacznie więcej i są tego poważne konsekwencje. Wiesz o kim mówię? Tak, to przykład Hortona, który słyszy Ktosia z całą dramaturgią przygód na podobieństwo głównego bohatera, doświadczającego niezrozumienia, wykpienia, odrzucenia, agresji, ale też cierpliwości, pokładanego w nim zaufania, nadziei, wsparcia, a nawet podziwu.

Oczywiście nie wyciągaj zbyt daleko idących wniosków w związku z rozmiarami słonia. To może być mały chomik śniący o pokojowej przemianie ludzkiej świadomości na skalę globalną, a może nawet galaktyczną, taki chomik - bezkrwawy Napoleon nowych czasów, nieco rozmarzony, ale ze swoją chomiczną pracowitością szukający i gromadzący wszystko, co może służyć złożeniu z drobnych kawałeczków idealnego obrazu, idealnej układanki, w której wszystko pasuje do siebie nawzajem dzięki temu, że jest „na swoim miejscu”. I to w skali bodaj całego Wszechświata !!!

Jako mały chłopiec przeżywałem różne fascynacje. W wyobrażeniach i marzeniach zapamiętanych jako najwcześniejsze bywałem żołnierzem, potem tropicielem i myśliwym, leśniczym, aż w końcu wzięło górę pokojowe nastawienie i mimo późniejszego o wiele lat przymusu służby wojskowej nigdy już nie znalazłem w sobie uzasadnień do wojaczki. Bywałem wędrowcem i odkrywcą, podróżnikiem i żeglarzem... w teorii, studiując pilnie encyklopedyczne dane dotyczące zasad kartografii, wykreślania kursu na morzu, komunikacji za pomocą kodowych chorągiewek i alfabetu Morse'a.

Potem pojawiły się projekty domów, zamków, twierdz i pałaców, mozolnie przerysowywane i doskonalone z własnego wyboru oraz wskutek wewnętrznej motywacji. Aż w końcu okresu zwanego czasem szkoły podstawowej pojawiła się nieodparta chęć studiowania prawa stanowionego i historii. W tym nastroju znajdowałem uzasadnienie, które dziś bardzo dziwi mnie samego, dla uważnej lektury różnych kodeksów i znalezionego przypadkiem regulaminu więziennego. Na szczęście nie trwało to zbyt długo. Zostało zastąpione filozofią i religią, przy czym pierwszą uznałem za najbardziej znaczącą. Poznawanie, jak ludzie w różnych miejscach i czasach postrzegali siebie i Wszechświat, było bardzo pasjonujące.

Dlatego mówię o tym tyle, gdyż dało to początek zarówno sposobowi mojego działania w dorosłości - „od ogółu do szczegółu” - jak i zakresowi zainteresowań. Za punkt startowy mogę uznać rozpoznanie przeze mnie w wieku około czternastu lat życia pragnienia znalezienia takiej książki - a miałem już wtedy na swoim koncie lekturę wielu różnych - z której dowiem się wszystkiego o człowieku. Po kilku miesiącach zdominowanych tą myślą i wypełnionych poszukiwaniami doszedłem do przekonania, że takiej książki nie ma. To był smutny wniosek. Ale... wobec tej konstatacji zdecydowałem, iż na tamtą chwilę najlepszym rozwiązaniem będzie sporządzenie spisu treści wspomnianej książki, dzięki czemu być może pojawia się szansa, że kiedyś w końcu życie mi ją udostępni.

Kolejne miesiące upłynęły na spisywaniu rozdziałów upragnionej lektury, mającej przynieść odpowiedzi na najważniejsze pytania. A było tych pytań wiele. Ubocznym skutkiem podjętej pracy okazało się wykrystalizowanie się kolejnej myśli - jak mam pomóc sobie samemu w osiągnięciu tego celu? Co robić, żeby wykonać zadanie najlepiej? Jakie zajęcie wesprze mnie w tym dążeniu najskuteczniej?

I z tych właśnie pytań z wolna wyłoniła się decyzja wyboru zawodu lekarza. Projekcja żądnego wiedzy, idealistycznie nastawionego do życia nastolatka miała swoje głębokie uzasadnienie - nauczyciel akademicki i lekarz w jednej osobie to ideał, człowiek bliski doskonałości.

Takie przekonanie zostało w moim późniejszym życiu doszczętnie zrujnowane, chociaż to ono spowodowało, iż wybrałem zawód lekarza. No, może jednak spróbuję złagodzić nieco ten osąd. W przypadku trzech, czterech spotkanych przeze mnie starszych kolegów lekarzy byłbym w stanie rozpoznać zarysy mojego młodzieńczego ideału.

Jak widzisz i słyszysz, niełatwo się ze mną rozmawia. Wielu rezygnowało z dosłuchania do końca tego, co miałem do powiedzenia po zadanym przez nich pytaniu. Nawet mój syn nieraz komentował moją odpowiedź jako dziwną, bo przecież na starcie nie pytał mnie o tak wiele.

Ale teraz mogę powiedzieć Ci, że najważniejsza dla mnie jest prawda i wolność. Jak w parafrazie fragmentu buddyjskiej wykładni „/.../ prawdę należy zdobywać krok po kroku, oto nauka Przebudzonego /…/”. Jako poszukiwacz osobistej prawdy i prawd wszelkich innych liczę na ich wyzwalające działanie. Wyzwolenie z niewiedzy, fałszu, uzależnień, zniewoleń i całego matrix-u. Reszta to radość poznawcza i zręczne narzędzia, utilities. Z takim nastawieniem kocham życie, szanuję wolność, a po pięćdziesiątce zdecydowałem, że dalsze zajmowanie się chorobami jest skazanym na niepowodzenie szaleństwem i wybrałem zajmowanie się zdrowiem.

Pamiętasz, że kiedy przed laty odwiedziłeś mnie w moim ówczesnym krakowskim mieszkaniu z intencją zachęcenia do współpracy w Twoim pomorskim projekcie związanym z medycyną naturalną, moja postawa zmusiła Cię do wypowiedzenia na odchodnym w przybliżeniu takich słów: - Stary grzybie, ty nigdy się stąd nie ruszysz! Wtedy były one stwierdzeniem głęboko prawdziwym, ale tylko do czasu. Tysiące godzin spędzonych z pacjentami w moim krakowskim gabinecie lekarskim są przeszłością. Przyszedł dla mnie nowy czas, a z nim nowa formuła, i to ona sprowokowała nasze ponowne spotkanie.

• No właśnie, powiedz mi o tym nowym pomyśle, który okazał się tak mocny i nośny, że „wyrzucił” Cię nawet z ukochanego Krakowa. Czym teraz się zajmujesz?

- Jeszcze raz muszę podeprzeć się odrobiną własnej historii, żeby nadać należny sens tej odpowiedzi. Jako licealista w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku w PRL-owskiej rzeczywistości, wsparty lekturą dostępnych wtedy dwu ważnych dla mnie kolorowych czasopism Dookoła Świata i krakowskiego Przekroju oraz łapczywie oglądający reportaże telewizyjne autorstwa Lucyny Winnickiej i Wandy Konarzewskiej, rozpoznawałem swoje zainteresowania chińską medycyną tradycyjną, chiropraktyką i osteopatią, irydologią i radiestezją. Wraz z rozpoczęciem studiów medycznych i pierwszymi wakacyjnymi wyjazdami zagranicznymi na Węgry, do Austrii i Niemiec szukałem mojej „wymarzonej księgi o wszystkim”, chłonąc po drodze to, co mogłoby mi przybliżyć jej przeczuwane treści. W krakowskim Klubie Psychotronicznym rezydującym w Pałacu Pod Baranami, około 1979 roku dzięki prymitywnym „bibułowym” wydrukom do użytku wewnętrznego zetknąłem się z informacją na temat „cudownej”, czyli cuda czyniącej maszyny amerykańskiego inżyniera Thomasa Galena Hieronymusa. (Długo trwała realizacja tego zamówienia złożonego instynktownie do Wszechświata, bo dopiero w 2006 roku dotarła ona fizycznie do moich rąk, rozpoczynając w praktyce przygodę z radioniką.)

Z akupunkturą było inaczej, bo dzięki sponsoringowi moich rodziców w 1979 roku za pośrednictwem prasowego ogłoszenia udało mi się kupić od jakiegoś marynarza, zestaw 14 sztuk igieł akupunkturowych, kolorowe chińskie mapy i kilkanaście stron maszynopisu spolszczającego opisy znaczenia i zakresów działania kilkudziesięciu wybranych punktów. Cóż to była za radość, kiedy jesienią 1980 roku, rozłożony gorączką i pozbawiony głosu, w dzień mojego pierwszego publicznego wykładu na temat irydologii - we wspomnianym Klubie Psychotroników - „postawiłem się na nogi” po 15 minutach własnoręcznie wykonanego nakłucia punktów na grzbietach rąk w przebiegu kanałów jelita cienkiego i potrójnego ogrzewacza !!! jakie przy tym nabyłem doświadczenie z pierwszej ręki, a raczej obu rąk !!!

Potem przyszła, jak objawienie, homeopatia i medycyna antropozoficzna. Ta pierwsza za pośrednictwem rezydującego wtedy w Krakowie doktora Stanisława Jędrzejczyka, człowieka wielkiej kultury oraz jeszcze większego serca, i dla homeopatii, i dla mnie. Mówię tu o czasach pełnych entuzjazmu, ale i trudu towarzyszącego torowaniu dostępu do wiedzy. Np. pierwszy egzemplarz Organonu autorstwa Samuela Hahnemanna otrzymałem jako podarunek od francuskiego lekarza homeopaty Noela Deries z Grennoble ok. 1983 roku. To też było wielkie święto !!! Ta druga dziedzina natomiast objawiła się najpierw poprzez spłowiałe stenogramy wykładów i odbitki kserograficzne przedwojennych wydań prac doktora filozofii Rudolfa Steinera, twórcy antropozofii.

Od 1986 roku nawiązałem osobistą znajomość, a później przyjaźń z doktorem Heinzem-Hartmutem Voglem z Bad Boll-Eckwaelden pod Stuttgartem, wspaniałym człowiekiem, antropozofem i lekarzem ucieleśniającym najlepsze ideały odrodzeniowej wszechstronności i niebywałej wiedzy z zakresu medycyny, farmacji, biologii, chemii i mineralogii i - mógłbym długo tak jeszcze wymieniać... Od połowy lat osiemdziesiątych dzięki zapałowi i determinacji Claude'a Diolosy, z pochodzenia Francuza, poznawałem podstawy tradycyjnej chińskiej medycyny, a w 1991 roku te kilkuletnie studia dopełniłem uprawnieniami do stosowania akupunktury uzyskanymi pod okiem profesora Zbigniewa Garnuszewskiego.

Tak w zarysie wyglądała moja osobista ścieżka równoległego ze studiami oficjalnymi kształcenia w różnych tradycjach i formułach medycznych. A wszystko to w poszukiwaniu mojej prawdy.

Minęły lata i dziś wszystko trzeba uczynić nowym. W oparciu o homeopatyczne rzemiosło udzieliłem ponad 120 tysięcy porad, przyjąłem ok. 11 tysięcy pacjentów. Jakie z tego wnioski?

Na pewno lepiej poznałem siebie, dowiedziałem się czegoś o ludziach i ich prawdziwych potrzebach. Znaczącej grupie ludzi pomogłem na pewnych etapach ich życia. Ale, i to jest najważniejsze, dzięki temu wiem, że nie tędy droga. Nie leczenie, lecz wychowywanie, nauczanie i podnoszenie poziomu świadomości. Staranie o to, by dotrzeć do ludzi czynnie poszukujących dla siebie najlepszych życiowych rozwiązań. Do ludzi uczących się poprzez doświadczenia własne i innych. Zamiast biernych, cierpliwych pacjentów-ofiar, oczekuję osób chętnych do współpracy nad ich rozwojem własnym i wspólnym rozwojem świadomości zbiorowej ludzi, uwalnianiem jej od błędnych i szkodliwych przekonań oraz ograniczeń.

Dostępne dzisiaj technologie komunikacyjne zapewniają w tym zakresie pełen komfort na globalną skalę. Jak to napisał jeden z dyskutantów forum internetowego, nie chce się on więcej narażać na stratę czasu w wypełnionej ludźmi poczekalni gabinetu nawet znanego lekarza, bo ponad wszystko ceni siebie, swój czas i intymność. Więc dlaczego nie, a właściwie, dlatego tak !!!

Moja aktualna propozycja to „spotkanie on-line”. To forma zachowania typowa dla medycyny pastoralnej, uprawianej za pomocą nowszego języka, forma coachingu, trenerstwa życiowego rozumianego jako pomoc poprzez dzielenie się zgromadzonym doświadczeniem osobistym, metodami postępowania wobec różnych sytuacji kryzysowych i narzędziami bezpiecznego uwalniania stresu, harmonizowania zakłóconych funkcji i maksymalnego wyzyskiwania potencjału rozwojowego, jakim obdarzeni są ludzie.

Kiedy połączymy osiągnięcia medycyny i psychologii, biologii i informatyki, socjologii i ekologii, a przy tym z otwartym umysłem przejrzymy zasoby różnych tradycji i kultur, jak grzyby po deszczu wyrastają użyteczne techniki o zapobiegawczo-rozwojowych możliwościach.

Pamiętasz pewnie przekaz pochodzący z tradycji chińskiej medycyny o edykcie cesarskim, w którym nakazano zapobiegać z całą starannością utracie zdrowia, gdyż leczenie zawsze przynosi mniej korzyści. Niezwykłe perspektywy otwiera epigenetyka, samo-naprawcze możliwości DNA oparte na działaniu telomerazy. Można w niej dostrzec nurt równoważący szaleńczy zachwyt inżynierią genetyczną. Ta ostatnia kultywuje filozofię skierowaną przeciw mądrości i ekonomii Natury na podobieństwo rozwiązań wykorzystywanych w farmakologii i farmakoterapii alopatycznej, które skutkują wytwarzaniem leków wąsko ukierunkowanych na wybraną funkcję biologiczną, etap procesu enzymatycznego lub hipotetyczny receptor błony komórkowej. Proponowane i „reklamowane” zakresy ich działania, nazwane zakresem wskazań terapeutycznych, są, jak sam dobrze o tym wiesz, najczęściej tylko nikłym procentem ich rzeczywistych oddziaływań psychobiologicznych, a cała reszta zostaje wyrzucona poza nawias jako niewygodna, nazwana naukowo brzmiącymi terminami działań ubocznych i niepożądanych.

Dotychczasowa patologia zachowań elit rządzących, wyrażająca się wzbudzaniem oraz podtrzymywaniem różnic i podziałów między ludźmi, tworzeniem kolejnych konfliktów często podawanych w oprawie walki o pokój na świecie, ma także to do siebie, że od czasu do czasu wypluwa odpadki rozwijanych na wyścigi śmiercionośnych technologii. Gdy zaś zostają one wyjęte z kontekstu wojennego, ukazują zupełnie inne oblicza i odsłaniają prawdziwie wspierające ludzkość możliwości. W takich chwilach nachodzi mnie refleksja, jak niewiele dzieli nas od raju na Ziemi. Gdyby konsekwentnie przez 50 lat wykorzystano to, co już wiadomo w dobrym celu i dobrej intencji, nasz świat nie do poznania zmieniłby swoje oblicze. Jako ludzkość mamy wiedzę, mamy środki, mamy energię. Potrzebny jest tylko drobiazg: skok świadomości. I tym chcę się zajmować. Tylko to daje szansę na zmianę, która mnie interesuje.

• To teraz mały test sprawdzający. Podajesz informację o prawie nieograniczonych możliwościach. A co konkretnie masz do zaproponowania? Co możesz zaoferować pacjentowi, człowiekowi, który po prostu ma grypę?

- Odpowiem Ci krótko. Człowiek „wchodzi” na jedną z moich stron internetowych: homeoterapia.pl, homeoterapia.com.pl, konsultoriumhomeopatyczne.pl lub alternatywadlazdrowia.com, klika wyróżniony przycisk Spotkania on-line i jest prowadzony za rękę jak uczeń szkoły podstawowej do finału zwieńczonego umówieniem się na spotkanie ze mną. Przebiega ono na platformie Skype'a (vimenahelp) albo przez telefon. A co z tą grypą, pytasz? Spodziewany skutek spotkania warunkowany jest poziomem zaangażowania i świadomości pacjenta. Grypa to świetny probierz tych jakości. Jeżeli człowiek nie dba o siebie, nie kocha siebie i oczekuje, że to JA o niego zadbam i pokocham, to tak, zrobię to na chwilę. Ale po niej jego problem prawdopodobnie wróci i będzie powracał wielokrotnie, dopóki ten ktoś nie nauczy się samodzielnie kochać siebie, odpowiadać za siebie, dbać i uczyć tego swoją rodzinę. To najlepsze remedium na epidemie.

Moja wiedza pozwala mi na szybkie wyleczenie grypy nawet przez telefon, ale nie pozwala na wywołanie głębokiej przemiany wbrew woli pacjenta. Dlatego, stwarzając możliwość takiej formy kontaktu, w której to pacjent wybiera czas i miejsce spotkania, a nie jest przykuty do gabinetu, liczę na „pełną intymność" i otwartość po jego stronie. Spełnienie tych warunków stanowi gwarancję sukcesu.

Dr Robert Zawiślak-Zarzycki - urodził się w 1958 roku. Absolwent Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Krakowie, dziś Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. W latach 1983-1990 pracował w Oddziale Rehabilitacji Miejskiego Szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, a w 1989 roku uzyskał specjalizację kliniczną I stopnia w zakresie rehabilitacji ogólnej.

Jednocześnie od 1980 roku poznawał tradycyjną chińską medycynę (TCM), radiestezję medyczną, irydologię i homeopatię. Ponadto w latach 1983-1996 studiował antropozoficznie poszerzoną medycynę w oparciu o osobiste kontakty z dr Heinz-Hartmutem Vogelem i w 1990 roku odbył szkolenie w Firmie Wala w Bad Boll/Eckwaeldem pod Stuttgartem.

W roku 1986 rozpoczął starania o utworzenie w Krakowie stowarzyszenia lekarzy i farmaceutów zainteresowanych homeopatyczną metodą leczenia, co doprowadziło w 1992 roku do powstania Małopolskiego Stowarzyszenia Lekarzy Homeopatów, któremu dr Zawiślak przewodniczył do jego rozwiązania w roku 2012.

W roku 1990 uzyskał w zakresie posiadanej specjalności klinicznej uprawnienia do stosowania akupunktury, w 1992 roku ukończył kurs homeopatii klinicznej Instytutu Boiron, a w 2004 uzyskał tytuł licencjonowanego lekarza homeopaty Brytyjskiego Fakultetu Homeopatii (LFHom(Med)).

W latach 1990-2013, jako gościnny wykładowca prowadził zajęcia fakultatywne z zakresu homeopatii dla studentów V roku Wydziału Farmacji CM UJ w Krakowie oraz podyplomowe szkolenia dla farmaceutów w tym zakresie.

W latach 1991-1994 brał udział w pracach - i czasowo przewodniczył - Podkomisji do Spraw Homeopatii Komisji Rejestracji Środków Farmaceutycznych i Materiałów Medycznych Departamentu Farmacji Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej. W 2004 roku po odbytym szkoleniu uzyskał uprawnienia do stosowania w zakresie posiadanej specjalności klinicznej klawiterapii wg Ferdynanda Barbasiewicza, jako odruchowej bodźcowej metody leczenia.

W latach 2003-2006 utworzył i przeprowadził w Centrum Kształcenia Podyplomowego Collegium. Medicum UJ w Krakowie 3-letni podyplomowy kurs homeopatii dla lekarzy medycyny, stomatologii, weterynarii i farmaceutów, który ukończyło - zdając egzamin - ok. 50 słuchaczy.

Naturalne metody leczenia wykorzystywał jako lekarz w swoim prywatnym gabinecie od 1986 roku. Odbywało się to w ramach jednoosobowej firmy gospodarczej „Vimena”. Obecnie dr Robert Zawiślak-Zarzycki mieszka w Hiszpanii, gdzie prowadzi praktykę lekarską i związane z nią Konsultorium Homeopatyczne „on-line", poprzez które każdy zainteresowany osobistą sesją może podjąć współpracę nad urzeczywistnieniem ideału swojego własnego zdrowia niezależnie od miejsca, gdzie mieszka.

• Masz jeszcze coś do zaoferowania?

- Powiedziałem Ci o maszynie Hieronymusa. To wspaniałe narzędzie badawcze, prawie tak dobre jak wyćwiczony ludzki umysł. W zasadzie jest jego wysuniętą i zmaterializowaną reprezentacją. Za pomocą tego urządzenia można badać wszystko, co niematerialny umysł wskaże jako przedmiot badania. W kontakcie z nim ponownie dotarłem do kluczowych tematów przyszłości na pograniczu duchowej alchemii — komunikacja bez ograniczeń, przemiana pierwiastków i kontrolowane reakcje jądrowe w żywym ludzkim organizmie. Oczywiście chodzi o wskazane kierunki, a nie wyniki prac. To mówi jednak o potencjale radioniki jako metody, w której rozpoznajemy maszynę Hieronymusa. Poruszanie się na poziomie wzorców energetyczno - informacyjnych jest tym, co rozpala moją wyobraźnię i przez całe lata drzemało w tle, czekając na swoją kolej, co daje dostęp do - jak pisał Hahnemann - niewidocznej siły żywotnej.

A gdy dodasz do tego najnowsze badania na temat wody, koncepcję stabilnych gron (Stable Water Clusters według Shui Yin Lo), jako czwartego stanu skupienia wody o niewyobrażalnym dotychczas potencjale energetycznym, to już dziś jesteśmy blisko wyjaśnienia mnóstwa zjawisk biologicznych i znalezienia rzeczywistego panaceum. Te 70-75 procent wagowych masy ciała człowieka w ciągu minut kaskadowo, jak od potrąconej pojedynczej kostki domina, zmieniające swój stan energetyczny za sprawą wody o stabilnych gronach, oznacza biologiczną rewolucję i odpowiedź na fenomen akupunktury, homeopatii i wielu innych.

Z jednej strony więc - zmiana świadomości, z drugiej zaś taka obserwacja przyrody, która prowadzi do rozwiązań ekonomicznych, niskonakładowych, skutecznych, sprawdzonych wielokrotnie we Wszechświecie przez niewyobrażalnie długie okresy czasu. To zupełnie inny koncept, inna postawa, przeciwna do buńczucznego i zadufanego w sobie, a przez to bardzo naiwnego pozytywisty typu zrób to sam, który sądzi, że już wszystko wie, a z pewnością wie wszystko lepiej, bo nie wsadzi małej dziewczynki do chlebowego pieca, osuszy mokradła, za chwilę podsypie rośliny sztucznymi nawozami, założy uprawę monokulturową, wprowadzi antybiotyki razem z prymitywnym komunizmem teoretycznym i zbawi świat.

Ja tam wolę oko Johanna Wolfganga Goethego, jego naukę o barwie, Genesis z Ducha Juliusza Słowackiego i obserwacje oraz dociekania Wiktora Schaubergera, Johanna Grandera i Masaru Emoto. Dlatego teraz jestem w Andaluzji, kraju śród-ziemio-morza, w którym przez około 800 lat współżyli, ku pożytkowi społecznemu, we wzajemnym po-szanowaniu i wzbogacając się oraz ucząc swych odrębności andaluzyjscy katolicy, arabscy muzułmanie i starozakonni żydzi Sewilli, Kordoby, Granady i Malagi. Dotknięcie takiej niezwykłej dziś na naszym ziemskim globie krainy pokoju i współpracy, wzajemnego szacunku i twórczego współistnienia, spożywanie jej owoców, picie wody płynącej od Sierra Nevada, oddychanie powietrzem gór, pustyni i oceanu niesie ze sobą niezawodnie odpowiedź na nurtujące mnie pytanie, jak to się robi. Na to liczę i tego mi teraz potrzeba: jak podążać skutecznie i pewnie do nowej, globalnej, dojrzałej, ludzkiej świadomości braterstwa, obfitości i miłości wzajemnej, czyli rzeczywistego zdrowia.